Od kilku lat końcówka wakacji to dla nas niezwykły czas. To czas pielgrzymowania do miejsc świętych. Po każdym kolejnym powrocie z Huty Pieniackiej pozostawał niedosyt, zawsze chcieliśmy pobyć tam dłużej. Często w dniu wyjazdu na twarzach wielu osób, a zwłaszcza tam urodzonych widoczny był niepokój i żal, że trzeba już odjeżdżać. Tegoroczna podróż na Kresy była wyjątkowa z kilku względów, ale przede wszystkim dlatego, że tygodniowy pobyt na Ukrainie postanowiliśmy poświęcić na pracę. Naszym głównym celem było ogrodzenie cmentarza w Hucie Pieniackiej, a więc realizacja ostatniego etapu naszego największego przedsięwzięcia – renowacji ostatniego śladu po polskiej wsi. Postanowiliśmy także, że w miarę możliwości uporządkujemy zapomniane mogiły polskich żołnierzy z lat 1916 – 1920 spoczywających na cmentarzu w Brodach.
I tak 23 sierpnia wyruszyliśmy na Kresy. Pierwszą noc spędziliśmy w Przemyślu – musieliśmy oszczędzać siły przed czekającymi nas pracami i szanować czas pracy kierowcy! Następnego dnia po przekroczeniu granicy udaliśmy się do Złoczowa, gdzie czekał na nas ks. proboszcz Michał Hołdowicz.
Następny przystanek to Brody i dom niestrudzonych sióstr Sercanek. Ostatecznie uzgodniliśmy plany i udaliśmy się do Podkamienia, gdzie mieliśmy uzgodnione kwatery. Wkrótce okazało się, że w związku z naszymi noclegami wynikły pewne komplikacje, lecz dzięki pomocy życzliwych ludzi ostatecznie udało nam się znaleźć dach nad głową. Pracę rozpoczęliśmy wczesnym rankiem następnego dnia. Uporządkowaliśmy miejsca spoczynku naszych bliskich usuwając gałęzie, chwasty, liście. Przygotowaliśmy teren cmentarza do prac przy ogrodzeniu i przygotowaliśmy bezimienne mogiły do ustawienia krzyży. Dzięki pomocy pracujących w lesie Ukraińców udało nam się zmontować drewniane ławki wokół głównego krzyża, a nawet utwardzić drogę prowadzącą na cmentarz! Na koniec zinwentaryzowaliśmy wszystkie pomniki i sporządziliśmy dokumentację przeprowadzonych prac. Praca na cmentarzu w Hucie Pieniackiej to szczególnego rodzaju doświadczenie - z wielką determinacją starano się, by pamięć o tym miejscu nie przetrwała, a dziś ujrzeć tam można Polaków pracujących w pocie czoła z modlitwą wieczny odpoczynek na ustach. Praca i modlitwa – tak spędziliśmy dwa dni w Hucie Pieniackiej.
Na koniec odwiedziliśmy też Pieniaki. Przed wojną była tam siedziba parafii, do której należał kościół w Hucie Pieniackiej. Na zrujnowanym kościele w Pieniakach, zobaczyć można zamontowaną w sierpniu tego roku roku, tablicę upamiętniającą zamordowanych z rodziny Wolanin. To kolejny dowód na to, że są ludzie, którzy pielęgnują pamięć o swojej historii, że jest nas wielu.
Kolejny dzień, sobotę, spędziliśmy w Brodach. Po godzinie 9 dotarliśmy na tamtejszy cmentarz gdzie porządkować mieliśmy kwatery polskich żołnierzy. Naszym oczom ukazał się pas ok. 100 m. długości i mniej więcej 25 m szerokości gęsto zarośnięty chwastami ok. 1,5 m wysokości z jednej strony i kilkumetrowymi drzewami z drugiej – tak to polski cmentarz wojskowy. Gdy zobaczyliśmy te chaszcze, wydawało się, że to przerasta nasze siły. Tymczasem każdy z nas zabrał się ze zdwojoną energią za wyrywanie i ścinanie tych olbrzymich chabazów.
Pracowali najstarsi i najmłodsi z takim zapałem jak by to była próba naszej wytrzymałości. Pomagało nam dwóch wspaniałych Polaków mieszkających w Brodach, bez których niewiele byśmy zdziałali. Opatrzność czuwa. Mieliśmy do dyspozycji 3 kosy, 4 łopaty, jedną kosę spalinową,piłę spalinową i wielki zapał. (Właściwie mieliśmy też kilka nowych łopat lokalnego wyrobu, jednak po kilku minutach pracy okazały się, delikatnie rzecz ujmując, nie najwyższej jakości). Praca w Brodach była ciężka. Oprócz ogromu pracy, doskwierała także pogoda – był to podobno najgorętszy dzień lata. Do pracy nie trzeba było jednak nikogo mobilizować. Wystarczył widok kolejnych odkrywanych krzyży i słowa pracujących z nami miejscowych Polaków: „jednak Polska o swoich nie zapomina…” Pracowali wszyscy bez wyjątku – Ocaleni z Huty Pieniackiej, Pan Józef i Pan Kazimierz, a także 16 letnia licealistka Marysia. Czuliśmy, że robimy coś ważnego.
Na brodzkim cmentarzu ogarniało nas jakieś niezwykłe wzruszenie – na ziemi, gdzie przez wieki wykuwano wielkość naszego narodu pozostały dziś tylko przepiękne stu-, a nawet dwustuletnie nagrobki. Nierzadko bezmyślnie niszczone, czasem wykorzystywane jako fundament dla grobów nowych. A jednak w tej przykrej rzeczywistości, podczas pracy dało się wyczuć jakąś niezwykłą siłę, bo oto przetrwała pamięć. Oto po kilkuset latach prośba ze zniszczonych epitafiów o Zdrowaś Mario jest spełniana… Jednak Polska o swoich nie zapomniała.
Niedzielę spędziliśmy w Złoczowie i Brodach. Ustaliliśmy ostatnie szczegóły zbliżającej się uroczystości, która miała być zwieńczeniem naszej obecności na lwowskiej ziemi.
Było to spotkanie z Motocyklistami Rajdu Katyńskiego i II Motocyklowego Zlotu Huta Pieniacka. Do Huty przybyliśmy ponownie wczesnym rankiem w poniedziałek. Około godziny 13 zaczęli przybywać i rozbijać namioty pierwsi z niemal 130 motocyklistów.
Przybyła także delegacja Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, ksiądz proboszcz ze Złoczowa, siostry Sercanki i mieszkający na Ukrainie Polacy. Gdy wszyscy byli już gotowi udaliśmy się na cmentarz. Przyjechał właśnie transport z naszym ogrodzeniem. Tam, wraz z motocyklistami zamontowaliśmy przywiezione krzyże po czym odprawiono krótkie nabożeństwo. Kolejny niezwykły widok: twardzi motocykliści w skupieniu i z wyraźnym wzruszeniem na twarzach uczcili minutą ciszy spoczywających na cmentarzu Polaków, wsłuchując się w sygnał Śpij kolego…
Wreszcie najważniejsza część dnia – Msza Święta. Ważna także z powodu jednego z wezwań Modlitwy Wiernych: „ufni Twojemu nieskończonemu miłosierdziu, prosimy Cię Boże, Sędzio Sprawiedliwy, miej litość nad tymi którzy mordowali w Hucie Pieniackiej”. Po błogosławieństwie poświęcono ornat z wizerunkiem Św. Andrzeja Boboli – dar Stowarzyszenia Huta Pieniacka , dla księdza proboszcza Michała Hołdowicza, oraz obrazki z wizerunkiem świętego jako dar dla motocyklistów. Mszę zakończyła pieśń Bożę coś Polskę…
Później nastąpił bardzo przyjemny moment. Jak co roku postanowiliśmy uhonorować naszym medalem osoby szczególnie zasłużone dla zachowywania pamięci o Hucie Pieniackiej. Otrzymali je ks. Michał Hołdowicz, siostry Sercanki: Michaela Flisowska, Bernadetta Popadiuk i Śnieżana Stećko oraz Motocyklistka Międzynarodowego Rajdu Katyńskiego Kasia Wróblewska. Wszyscy uczestnicy spotkania otrzymali od stowarzyszenia prezent – przygotowaliśmy, motocyklowe chusty z wizerunkiem Pomnika z Huty Pieniackiej.
Noc spędziliśmy przy wspólnym ognisku. Tak jak co roku, w Hucie Pieniackiej zgromadzili się Polacy. Nasi Hutniacy opowiadali kolejnym młodym motocyklistom o swojej historii, o historii ich rodzin i tego miejsca. Tak jak co roku można było usłyszeć serdeczne rozmowy, gawędy, patriotyczne melodie.
Wczesnym rankiem, około godziny 6.00 nasz obóz zaczynał się ożywiać. Nad otulającą mgłą Hutą Pieniacką zaczęło pojawiać się się czerwone słońce. Spogladając w kierunku Pomnika zobaczyć można było klęczącego mężczyznę........ .
Wyjeżdżaliśmy znowu z żalem i tęsknotą , do miejsca ważnego w naszym życiu , miejsca pielgrzymowania .
Do następnego roku …
>